Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Naga prawda, czyli politycy bez Photoshopu

Wiktor Świetlik
Kazimierz Marcinkiewicz stracił wiele ze swojej wielkiej popularności, ale nadal wzbudza sympatię
Kazimierz Marcinkiewicz stracił wiele ze swojej wielkiej popularności, ale nadal wzbudza sympatię fot. Robert Kwiatek.
Wypijmy za wizerunkowe błędy polityków. To dzięki sytuacjom, kiedy spod warstwy pudru wychylają się czasem ludzie z krwi i kości, czasem widać prawdziwy sposób, w jaki rządzi się Polską - pisze Wiktor Świetlik.

Jak przekonał się były minister sportu, dobry polityk na chwilę szczerości nie powinien sobie pozwalać nawet na Florydzie. Ani w naszym "dzikim kraju", ani nigdzie indziej zawodowcy nie powinni zdradzać warsztatu kuchni, a jeśli już, to co najwyżej pokazywać ją w wersji po obróbce specjalistów od wizerunku i techników usuwających brud, zmarszczki i słowa na k.

Polityka wcale nie jest teatrem, bo trwa cały czas - a za kulisami roi się od mikrofonów, paparazzich, kamer i niedyskretnych znajomych i bliskich. Generalna reguła pokazywania "kuchni" jest taka, by odpowiadała ona zasadom arystotelesowskiego decorum - treść musi być zgodna z formą. Gdyby to, co spotkało lekko konserwatywnego etyka Krzysztofa Piesiewicza, spotkało, dajmy na to, lewicowca Piotra Gadzinowskiego, mogłoby być dla niego co najwyżej powodem do żartów, a wśród części elektoratu wzbudziłoby sympatię.

Mistrzem w zachowaniu decorum jest ponoć Donald Tusk. Ale nie wszystkim się udaje. Niektórym nawet bardzo się nie udaje, jak feralnemu węgierskiemu premierowi Ferencowi Gyurcsányemu, który trzy lata temu wywołał rewolucję szczerymi słowami, które wyciekły z zebrania partyjnego (pewnie państwo pamiętają, ale czytanie tego nigdy się nie nudzi): "Kłamaliśmy przez ostatnie półtora roku. Nie znajdziecie ani jednego znaczącego posunięcia rządu, z którego moglibyśmy być dumni. Kłamaliśmy rano i wieczorem. Nie mieliśmy wyboru, ponieważ spieprzyliśmy gospodarkę, i to nie tylko trochę, ale bardzo".

Na szczęście się nie udaje, bo dzięki tym, którzy obnażają przed nami fragmenty autentycznej kuchni i siebie, oglądamy nie tylko czasem strasznych mister Hyde'ów wyłaniających się z kulturalnych doktorów Jekyllów, ale i sporo dowiadujemy się o autentycznej polityce bez Photoshopu. Oto kilka z efektownych przykładów:

Zbigniew Chlebowski - z Rysiem jak na spowiedzi

Niedawny i bez względu na wyniki dochodzeń wszelakich komisji przykład tego, jak wygląda dialog części biznesu ze światem polityki. Różni się on nieco od rozmów w komisji trójstronnej: "Ja ci powiem szczerze, Rysiu… przecież wiesz, biegam z tym sam... blokuję tę sprawę dopłat od roku... to wyłącznie moja zasługa".

Roman Giertych - już was nie chcę, dzieci moje

Dobrze, że Roman Giertych został prawnikiem i politykiem, a nie nauczycielem, bo kiepsko mu idzie wychowywanie młodzieży. Niestety, kiedyś wziął się za to. Miało być w duchu katolicko-narodowym (jakoś z tego ducha zawsze coś całkiem innego wychodzi), a powychodziły mu - przynajmniej w paru przypadkach - faszyzujące barany. Giertych, jak przystało na najgorszego belfra pod słońcem, zamiast naprowadzić zbłąkane owce na właściwą drogę, po prostu się od nich odciął, by nie przeszkadzały mu w dalszej karierze.

Lech Kaczyński - spieprzać, małpy

Nasz wyjątkowo dobrze, lepiej od rządzącej swołoczy, ułożony Pan Profesor niekiedy pokazuje, że nawet na inteligenckiej części Żoliborza czasem do kogoś się mówi "spieprzaj dziadu" albo "małpa w czerwonym". Choć tak z ręką na sercu: w końcu każdy z nas ma jakiegoś "spieprzajdziada" lub "małpę", z którą nie lubi gadać.

Aleksander Kwaśniewski - nigdy nie wierz bratu łacie

Nie da się ukryć, że światowiec, a zarazem brat łata, na patrona Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych by się nie nadawał. Z drugiej strony, trzeba przyznać, Aleksander Kwaśniewski abstynenta i bojownika o wychowanie w trzeźwości nigdy nie udawał. No ale decorum zostało mocno zachwiane w przypadku prezydenckiego wykształcenia, a raczej jego braku, oraz notorycznego krętactwa Kwaśniewskiego także w tej sprawie.

Jacek Kurski - jam jest cwaniak nad cwaniaki

Wyobraźmy sobie, że w knajpie zamawiamy pieczoną kaczkę, a kuchcik siada koło naszego stolika i zaczyna ją surową skubać z piór. Podobnie dobre wrażenie zrobiły słowa, które miały paść z ust Jacka Kurskiego w rozmowie korytarzowej z kilkoma dziennikarzami: "ciemny lud to kupi". Lud zresztą propagandowych produkcji Kurskiego do końca nie kupił, a nawet jego klubowi koledzy.

Adam Lipiński - Bad company

Smutna hotelowa lekcja tego, jak powstają koalicje i poważny polityk łaszący się do koszmarnej kobieciny z koszmarnej partii. Zresztą w przypadku tej ostatniej wystawienie nagabujących ją Adama Lipińskiego i Wojciecha Mojzesowicza okazało się pyrrusowym zwycięstwem. Kto wie, co dziś robi Renata Beger?

Kazimierz Marcinkiewicz - eksmąż i eksmoralizator

Pokazał, jak łatwo przeistoczyć się z narodowego ulubieńca w narodowego błazna, a także jak można się sparzyć, gdy nie będąc świętym, poucza się innych, jak mają żyć. Kiedyś brał udział w nachalnym moralizatorstwie uprawianym przez Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe. Potem pozwolił, by z jego romansu i rozwodu zrobiono medialny show, a przecież paru jego kolegom udało się załatwić podobne historie w miarę dyskretnie. Mimo wszystko wciąż wzbudza sporo sympatii, a to głównie ze względu na swoją poczciwą, ofermowatą powierzchowność.

Leszek Moczulski - panie Waldku, pan się nie boi

Za sprawą wspomnianego Jacka Kurskiego, który jeszcze jako dziennikarz ujawnił nagrania z sejmowych kamer, odkryto przed Polakami sporo polityki, a Kazik napisał potem piosenkę. Tak naprawdę głównym rozdającym karty podczas "nocnej zmiany" był Leszek Moczulski, wyrazisty prawicowiec lubujący się w płomienistych antykomunistycznych przemówieniach. Na zapleczu okazywał się dużo pragmatyczniejszy i nader sprawnie wypracował koncepcję "stuknięcia" rządu Jana Olszewskiego. Był także promotorem politycznym Waldemara Pawlaka, który dzięki niemu po raz pierwszy został na moment premierem. Co ciekawe, gdy konsorcjum postsolidarnościowych moralistów (Lech Wałęsa, Donald Tusk, Tadeusz Mazowiecki, Moczulski) zatopiło się wówczas w technicznych aspektach przewrotu, jedyną osobą, którą gryzł moralny aspekt sprawy, był Pawlak, stwierdzający: "Ale to jest trochę taki gangsterski chwyt". Partnerzy nie podjęli wątku.

Józef Oleksy - klasyk gatunku

Ponoć głowa wyjątkowo mocna (tak twierdzi kilku znanych panów redaktorów), ale na Aleksandra Gudzowatego nie dość mocna. Za jego sprawą okazało się, że nasi politycy, podobnie jak wielu Polaków, serdecznie gardzą tymi, do których się na co dzień uśmiechają. Tak więc Leszek Miller okazał się dla Oleksego "dupkiem", Aleksander Kwaśniewski "małym krętaczem", a tego, co on mówił o byłej pierwszej damie, to już w ogóle nie godzi się przypominać. Dziś Oleksy stara się powrócić do łask i zapewne byłoby mu przebaczone, gdyby nie rozmaite pismaki wciąż przypominające zamierzchłe wydarzenia w niby to zabawnych przeglądach.

Janusz Palikot - ponieśli i wilka

Janusz Palikot zasłynął z dokuczania prezydentowi Kaczyńskiemu, ale mniej więcej przed rokiem zaczął zdradzać coraz więcej objawów tego, że to nie głowa państwa stanowi jego największy problem. Od czasu do czasu %07- w stanie wskazującym na lekkie przemęczenie - wygłaszał gdzieś kilka niezrozumiałych zdań na temat Grzesia. Potem, kiedy Grzesiowi powinęła się noga, gnębiony przez Grzesia Palikot przystąpił już do frontalnego ataku. Teraz toczą otwartą wojnę.

Krzysztof Piesiewicz - marsz lemingów

To, że senator Krzysztof Piesiewicz lubił się dość ostro zabawić, to jego sprawa i ciekawe, jak święci są ci wszyscy autorzy licznych potępień. Ale to, że płacił szantażystom, jest dowodem, iż nawet znany adwokat i polityk potrafi przyciśnięty do ściany zachowywać się jak leming, który wędruje do oceanu. Akurat za ten błąd pić nie wypada, bo Piesiewicza naprawdę szkoda.

Beata Sawicka - prawdziwa miłość

W polityce nadmierne okazywanie uczuć szkodzi. W przypadku byłej posłanki Platformy Obywatelskiej Beaty Sawickiej te uczucia brutalnie obnażono. Oczywiście mowa nie o jej rzekomym sentymencie do jakiegoś tam agenta Tomka, ale o prawdziwej miłości - do pieniędzy, które można będzie przekręcić na prywatyzacji szpitali. Zakochany gołąbek gruchał między innymi: "Kurwa mać, tyle mam układów teraz wypracowanych i to wszystko w łeb weźmie, bo nie problem byłby, gdybyśmy my wzięli władzę".

Marek Siwiec - Opus Dei w SLD?

Za komuny partyjni działacze potajemnie uczyli dzieci, a za panowania Aleksandra Kwaśniewskiego jego przyboczni po cichu okazywali czołobitne hołdy człowiekowi, którego w prywatnych korespondencjach określali fachowo jako głowę Kościoła rzymskokatolickiego. Marek Siwiec, szef BBN-u Kwaśniewskiego, poszedł dalej i postanowił upodobnić się do papieża Polaka. Polaków wzburzyło jednak to zachwianie świeckiego charakteru państwa.

Józef Zych - wulgaryzmy z wyższej półki

Właściwie to nie zrobił nic takiego. Dzięki niemu Polacy dowiedzieli się nie tylko, że politycy oddychają i jedzą jak inni ludzie, ale że też czasem klną. Poczciwy były marszałek Sejmu pokazał, że znany jest mu język bliski tamtemu dawnemu Marszałkowi i pozdrowił petenta, który przywędrował do dostojnej laski marszałkowskiej, słowami "stary, no to k… nie przychodź do mnie z takimi sprawami".

Do historii przeszedł też niefortunny, freudowski, początek przemówienia Zycha: "nie po raz pierwszy staje mi…".

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na opolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto