Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rosół, pilny pomagier Sobiesiaka

Mariusz Staniszewski
Przyznał, że rekomendował Magdę Sobiesiak w imieniu resortu sportu.
Przyznał, że rekomendował Magdę Sobiesiak w imieniu resortu sportu. fot. Marcin Obara.
Zdenerwowany i niepewny. Tak swoje wystąpienie przed komisją zaczął Marcin Rosół, b. szef gabinetu politycznego Mirosława Drzewieckiego. Jego wersja afery hazardowej nie odbiegała od tego, co wcześniej prezentowali inni jej bohaterowie: najbardziej winny jest b. szef CBA Mariusz Kamiński, który "patrząc w sufit przedstawił tezy o haniebnych czynach, by zasiać ziarno niepokoju".

Rosół starał się przekonać, że Ryszarda Sobiesiaka traktował, jak każdego innego petenta przychodzącego do Ministerstwa Sportu i Turystyki. Tłumaczył też, że nie rekomendował Magdaleny Sobiesiak do pracy w Totalizatorze Sportowym. Z tego drugiego stwierdzenia musiał się wycofać już w pierwszej turze pytań. Bartosz Arłu-kowicz dopytywał, dlaczego wysłał do Ministerstwa Skarbu Państwa maila, w którym napisał, iż resort sportu rekomenduje Magdalenę Sobiesiak do Totalizatora.

- Czy pan ma tego maila - atakował Marcin Rosół.

- Nie, mam jego treść przytoczoną w gazecie - odpowiedział poseł lewicy.

- To ja nie będę się do tego odnosił - stwierdził Rosół. W sukurs Arłukowiczowi przyszła Beata Kempa z PiS. Poprosiła o przerwę, by sekretariat komisji odnalazł pismo i można je było okazać Rosołowi.

Marcin Rosół zaczął mięknąć. Był gotów potwierdzić treść maila już tylko na podstawie informacji z gazety. Komisja była jednak nieugięta. Dokument został odnaleziony. Wynika z niego, że Rosół przedstawił córkę Sobiesiaka jako rekomendowaną resortu sportu. Było 1:0 dla śledczych, a przesłuchiwany jeszcze bardziej tracił pewność siebie. Starał się wytłumaczyć, że nie szukał pracy dla córki Sobiesiaka.

- To wiceminister skarbu Adam Leszkiewicz zadzwonił do mnie z informacją, że w zarządzie Totalizatora jest konflikt i będzie wakat - wspominał Rosół. - Powiedział wówczas, że ministerstwo sportu może wysunąć swojego kandydata, więc jeśli mamy kogoś, kto spełnia wymagania, to możemy go przedstawić. Akurat miałem CV Magdaleny Sobiesiak więc je wysłałem. Chciałem, aby to resort skarbu ocenił, czy jej kwalifikacje są odpowiednie - dodał. Po kilku dniach miał otrzymać telefoniczną odpowiedź, że Magdalena Sobiesiak spełnia wymagania. - Poinformowałem o tym także pana Sobiesiaka - mówił.

A śledczy atakowali: - Czy wysyłał pan CV wszystkich ludzi szukających pracy? Są ich przecież tysiące - drążył Arłukowicz.

Odpowiedź jeszcze bardziej pogrążyła Rosoła. Stwierdził, że wie ile osób szuka pracy, bo o pomoc w tej sprawie zwracało się do niego wielu znajomych.

- I CV wszystkich pan wysyłał - dopytywał poseł lewicy.

- Nie, tylko ten jeden raz - przyznał szef gabinetu politycznego Mirosława Drzewieckiego. - Ale ona miała świetne przygotowanie.

Były doradca ministra nie był w stanie także przekonująco wytłumaczyć dlaczego nagle Magdalena Sobiesiak wycofała się z konkursu. Według przedstawionej przez niego wersji głównym powodem był Marek Przybyłowicz - człowiek, który pisze donosy na nepotyzm w Totalizatorze. - Byłem pewny, że gdyby ona wygrała ten konkurs, a miała szanse, to Przybyłowicz miałby kolejne powody do pisania donosów. Przecież do zarządu weszłaby córka znajomego ministra - mówił przesłuchiwany. - Postanowiłem więc powiedzieć jej o tym.

W ten sposób doszło do słynnego spotkania w restauracji "Pędzący królik" 25 sierpnia 2009 r. Trwało ono zaledwie kilka minut. Tak krótko, że córka Sobiesiaka nie zdążyła nawet wypić wody mineralnej. Wtedy Rosół miał opowiedzieć jej o działalności Marka Przybyłowicza. Wczoraj przed komisją opisanie jego osoby zajęło mu kilkanaście minut. Magdalena Sobiesiak zrezygnowała jednak z kandydowania. Data ta jest szczególnie ważna ze względu na wątek przecieku przedstawiony przez Mariusza Kamińskiego. Według niego to właśnie po tej dacie Ryszard Sobiesiak orientuje się, że jest podsłuchiwany i zmienia numer telefonu.

Zbigniew Wassermann z PiS poruszył wątek spotkania Sobiesiaka, Drzewieckiego i Rosoła w Krakowie. Były minister sportu zeznał przed komisją, że biznesmen przyjechał do Małopolski, bo chciał zobaczyć jak wygląda "Orlik". Wczoraj doradca ministra sportu przyznał, że wówczas w ogóle nie rozmawiali o tych boiskach. Sobiesiak skarżył się natomiast, że ma kłopoty z budową wyciągu w Zieleńcu. Od tego momentu Sobiesiak dzwoni do Rosoła nawet po trzy razy dziennie. Szef gabinetu politycznego ministra sportu przesyła faksem korzystną dla Sobiesiaka decyzję resortu infrastruktury. Potem informuje, że uzyskał korzystną decyzję Ministerstwa Środowiska. W urzędzie dzielnicowym na warszawskim Żoliborzu pytał o przetarg, w którym chciał wystartować Sobiesiak. Przyjmuje wreszcie także w swoim gabinecie syna Ryszarda Sobiesiaka, który chciał budować wyciągi w Karpaczu i innych górskich kurortach.

- Traktowałem to jako zwykłą pomoc obywatelską - tłumaczył Rosół.

Ale Bartosz Arłukowicz przeczytał mu regulamin resortu sportu. Żadne z tych zadań nie znajdowało się w kompetencjach szefa gabinetu politycznego ministra.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na opolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto