Po czterech latach prezes Kolejarza Opole mówi "dość": - Spłacam wszystkie zobowiązania wobec zawodników i odchodzę
Jerzy Drozd przejął Kolejarza przed czterema laty. W pierwszym sezonie swojej prezesury uporządkował sprawy finansowe, a w drugim w wielkim stylu awansował do I ligi.
I wtedy klub przeżył wstrząs: odszedł lider Adam Pietraszko, podziękowano za pracę trenerowi Piotrowi Żyto. Co gorsza, Kolejarz nie pozyskał znaczących sponsorów, nie było więc możliwości wzmocnienia zespołu. Nic dziwnego, że przygoda z I ligą trwała tylko rok.
Przed obecnym sezonem celem był znów awans. Niestety, praktycznie w połowie sezonu opolanie stracili szanse na powrót do I ligi. Na domiar złego doszło do konfliktu zarządu z Krzysztofem Stojanowskim i Pietraszką, którzy domagali się zapłaty zaległości. Prezes Drozd zapewniał, że ureguluje wszystkie należności, a żużlowcy część pieniędzy dostają na bieżąco i na pewno nie głodują.
Za prezesury Drozda poszerzono parking maszyn, miasto, będące właścicielem stadionu przy ul. Wschodniej, przeprowadziło remont bandy, a w tym roku za prawie milion złotych wybudowało nową wieżę sędziowską.
Arkadiusz Kuglarz: Rezygnacja to ucieczka?
Jerzy Drozd: Żadna ucieczka, po prostu po czterech latach nie jestem w stanie dalej walczyć, bo bycie prezesem klubu żużlowego to ciągła walka. Jestem zmęczony i mówię "dość". Te cztery lata kosztowały mnie mnóstwo zdrowia.
Czy na Pana decyzję miał wpływ fakt, że nie będzie awansu do I ligi?
W tym roku II liga była bardzo silna, porażki są wkalkulowane w sport. Brak awansu nie miał wpływu na moją decyzję.
A co miało?
Dojrzewałem do niej od przynajmniej roku. Klub żużlowy nie może funkcjonować ciągle na takich zasadach jak Kolejarz, czyli walki o każdą złotówkę, łatania finansowych dziur. Nie jest tajemnicą, że znaczna część pieniędzy na opolski żużel pochodzi z różnych firm rozsianych po całej Polsce. Ich szefowie to moi koledzy. Nie mogę jednak co roku prosić o pieniądze, bo w końcu pytają: a w Opolu nie ma firm? Jeśli lokalne środowisko nie chce sportu, to trudno, by był ciągle podtrzymywany kasą z zewnątrz.
Na ile na Pana decyzji zaważył konflikt ze Stojanowskim i Pietraszką?
Życzę im, by na swojej drodze spotykali tylko tak złych prezesów jak ja. Prawda jest taka, że czasami byłem za miękki i za bardzo ufałem żużlowcom. Myślałem jednak, że to profesjonaliści. Ale to już za mną, ja prezesem być nie muszę.
Ostatnio jednak dostaliście wsparcie od władz samorządowych.
Często ścierałem się z urzędem miasta czy marszałkowskim, ale tak jak mówiłem - to była walka. Jednak to prawda, że ostatnio klub uzyskał pomoc i z ratusza, i od urzędu marszałkowskiego. Inwestycje na stadionie także trzeba ocenić bardzo pozytywnie, bo przecież przez lata nic na nim się nie działo.
Ostatnio od kibiców usłyszał Pan sporo cierpkich słów.
Stać i krzyczeć każdy potrafi. Ludzie myślą, że pieniądze są w kasie, tylko trzeba je wydać. A tak naprawdę trzeba prosić o każde tysiąc złotych i nikt nie da pieniędzy tylko dlatego, że kocha żużel. Nie żałuję tych czterech lat. Jednak brak mi już sił i zapału, czas na kogoś innego.
A co ze zobowiązaniami?
Spłacimy wszystkich do końca sezonu, klub nie będzie miał długów. Nasi następcy zaczną działalność z czystym kontem.
Myśli Pan, że znajdzie się wielu chętnych do objęcia steru Kolejarza?
Nie wiem, to już nie mój problem. Do opluwania i krytykowania człowieka jest wielu specjalistów, to może znajdzie się i ktoś do fotela prezesa. Ja w miarę możliwości klubowi będę pomagał, bo jestem fanem żużla, niezależnie od tego, kto będzie jego sternikiem. Żużel w Opolu był, jest i będzie. Kolejni prezesi to tylko część jego historii.
Świątek w finale turnieju w Rzymie!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?