Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Prawie 17 lat od zamordowania wrocławskiej dziennikarki do kin wchodzi film oparty o tę historię

Eliza Głowicka, Małgorzata Matuszewska
W filmie „Bezmiar sprawiedliwości” oskarżonego gra Artur Żmijewski.
W filmie „Bezmiar sprawiedliwości” oskarżonego gra Artur Żmijewski.
Tragiczna śmierć 28-letniej Martyniki Ł. zszokowała wrocławskich dziennikarzy. Martynika była w ósmym miesiącu ciąży. Znaleziono ją w domu martwą 30 lipca 1990 r.

Tragiczna śmierć 28-letniej Martyniki Ł. zszokowała wrocławskich dziennikarzy. Martynika była w ósmym miesiącu ciąży. Znaleziono ją w domu martwą 30 lipca 1990 r. O zabójstwo prokurator oskarżył jej przyjaciela, znanego realizatora programów. W telewizji, gdzie pracował, nikt nie mógł w to uwierzyć. Sprawiał wrażenie spokojnego, zrównoważonego mężczyzny.

Fatalny romans

Martynika poznała Jana Sz. we wrocławskim ośrodku telewizji. Ona - ładna, rudowłosa, uśmiechnięta. Zdolna dziennikarka, zamężna. Pracowała przy programach kulturalnych, dla dzieci i młodzieży. On uchodził za świetnego realizatora. Był żonaty, miał dwójkę dorastających dzieci. O romansie z Martyniką wiedzieli znajomi, także jej rodzice i mąż. Gdy ta oznajmiła Janowi Sz., że jest w ciąży, zdecydowali wspólnie, że urodzi dziecko, a on jej będzie pomagał. Obiecywał, że się rozwiedzie z żoną. Martynika odeszła od męża, wynajęła mieszkanie w bloku. Jaki był Jan Sz.? - Miły i grzeczny. Chyba, że przychodził na kacu. Wtedy było trochę gorzej - wspomina koleżanka Martyniki. O tym, że przed Martyniką miewał romanse, niektórzy dowiedzieli się dopiero w czasie śledztwa. - Plotkowano, że wcale nie chciał się rozwieść. To zachwiało naszą wiarą w jego niewinność - mówi dziennikarka.

Nie dzwoniła...

30 lipca 1990 roku Jan Sz. zadzwonił do rodziców Martyniki. Mówił, że jest zaniepokojony. Martynika nie odzywa się, nie dzwoni, nie było jej w pracy, a w domu nie otwiera drzwi. Razem z jej matką i młodszą siostrą pojechali do mieszkania. Jan Sz. nie miał kluczy - wyważył drzwi, a potem po kolei zaglądał do pomieszczeń. Na końcu zerknął do łazienki. Martynika leżała martwa w wannie, przykryta dziecięcą kołderką. Była posiniaczona. Śledztwo wykazało, że najpierw ktoś ją pobił i poddusił, a nieprzytomną, w nocnej koszulce, zaniósł do wanny pełnej wody i utopił nakrywając głowę kołderką.

Jan Sz. był jedynym podejrzanym. W mieszkaniu nie było śladów włamania, nic nie zginęło. Tylko on miał powód, aby pozbyć się kobiety. Bał się, że żona dowie się o ciężarnej kochance. Dlatego - jak twierdziła prokuratura - postanowił usunąć ją z życia. Ale on nie przyznawał się do winy.

Podczas kolejnych przesłuchań zmienił wersję - przyznał, że po pracy był w mieszkaniu Martyniki. Jana S. pogrążyły nie tylko sprzeczne zeznania, ale i opinia psychologów: "ma psychopatyczne cechy osobowości, którą cechuje agresja, lęk i frustracja (...)".

Proces był poszlakowy. Obrońcy dowodzili, że nie ma bezpośrednich dowodów wskazujących na winę Jana Sz. Wskazywali, że Jan Sz. nie ryzykowałby swojej kariery w telewizji i utraty kontaktu z dziećmi. Na korzyść Jana Sz. przemawiały błędy popełnione przez policjantów. Spuścili wodę z wanny, w której leżała zamordowana, nie zbadali i nie zabezpieczyli wszystkich śladów, ubrania ofiary oddali jej rodzicom. Sądu Wojewódzkiego to nie przekonało. Uznał, że zabójstwo zaplanował i kobietę zamordował z zimną krwią, bo znalazł się w trudnej sytuacji życiowej. 13 marca 1992 roku skazał go na 25 lat więzienia.

11 lat w więzieniu

Mężczyzna odwołał się od wyroku. Kilka miesięcy później Sąd Apelacyjny we Wrocławiu jednak go podtrzymał. Choć nie zgodził się, że oskarżony działał z premedytacją. "Tak inteligentny człowiek lepiej by się przygotował. Upozorował nieszczęśliwy wypadek lub mord na tle rabunkowym. Nie zrobił tego" - czytamy w uzasadnieniu. Po wyczerpaniu wszystkich możliwości ojciec skazanego Edward Sz. w imieniu syna zwrócił się w 2001 roku o ułaskawienie do prokuratora generalnego. Ten poprosił sądy wrocławskie o opinie na ten temat. Odpowiedź była negatywna. Ostatnią deską ratunku był prezydent, do którego ojciec skazanego zaapelował o ułaskawienie.

Mimo negatywnych opinii sądów, w grudniu 2001 roku prezydent RP Aleksander Kwaśniewski ułaskawił mordercę. Jan Sz. odsiedział w więzieniu przy Kleczkowskiej we Wrocławiu 11 i pół roku.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na opolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto