Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Jolantą Fajkowską, dziennikarką i prezenterką telewizyjną

Rozmawiała: Katarzyna Wolnik
OKO CYKLOPA
OKO CYKLOPA
Dziennik Zachodni: Jakim tancerzem jest Anthony Hopkins? JOLANTA FAJKOWSKA: (śmiech) Miałam za mało czasu, żeby to ocenić, bo tańczyliśmy niestety bardzo krótko.

Dziennik Zachodni: Jakim tancerzem jest Anthony Hopkins?

JOLANTA FAJKOWSKA: (śmiech) Miałam za mało czasu, żeby to ocenić, bo tańczyliśmy niestety bardzo krótko. Dodam, że to ja poprosiłam go o taniec po przeprowadzonym wywiadzie. Nie ukrywam, że jednym z moich największych marzeń jest zatańczenie z Hopkinsem długiego, angielskiego walca. I przede wszystkim chciałabym z nim dłużej porozmawiać. Jestem zafascynowana tym aktorem, podziwiam go i uwielbiam!

DZ: Niedawno ukazała się pani książka "Autografy". Zebrała w niej pani swoje wywiady z najwybitniejszymi ludźmi światowej kultury. Podobno każdy z wywiadów kojarzy się pani z jakimś kolorem.

JF: To były dla mnie tak ważne spotkania, że pamiętam do dziś, jak byłam na nich ubrana. Na przykład wchodząc do pokoju, w którym odbywały się wywiady z Hopkinsem po premierze filmu "Hannibal", wiedziałam, że muszę jakoś przyciągnąć jego uwagę. Zarzuciłam więc na ramiona czerwony szal. Często byłam jednym z dziennikarzy, którzy stali w kolejce po wywiad. Trzeba było jakoś zaistnieć w tym tłumie, spowodować, żeby aktor czy reżyser spojrzał na mnie dłużej. To często nie od pytania zależy, ale od jakichś innych, drobnych rzeczy... Czasem leciałam kilkanaście godzin samolotem na drugi koniec świata, żeby przeprowadzić kilkuminutową rozmowę. Myślałam sobie, po co ja to robię?! Narzekałam na zmęczenie, ale wiem, że gdybym miała jechać gdzieś teraz, tobym znowu pojechała. Taka to jest praca, a ja kocham tę robotę!

DZ: Czy któryś z rozmówców panią rozczarował?

JF: Może nie rozczarowała, ale zaskoczyła mnie pisarka Jackie Collins. Przyjechała do Polski, ale chyba nie do końca wiedziała, gdzie się znajduje. Obwożono ją po Europie, bo promowała swoją książkę i w pewnym momencie chyba już straciła kontrolę nad tym, gdzie jest. Natomiast pozytywnie zaskoczył mnie Jean Claude van Damme. Okazał się wrażliwym i delikatnym mężczyzną.

DZ: A na mnie chyba najbardziej pozytywne wrażenie zrobił wywiad pani autorstwa z ciepłym i rozluźnionym Michaelem Douglasem.

JF: Kiedy rozmawialiśmy, w Polsce była rewelacyjna, wakacyjna pogoda! W dodatku Douglas przyjechał z upalnej Majorki jako ambasador Archipelagu Balearów, aby promować u nas swój ukochany region. Był więc odprężony, w bardzo optymistycznym nastroju, a w dodatku zakochany w swojej żonie.

DZ: Ciekawe, czy Douglas faktycznie - tak jak pani powiedział - zaraz na pierwszym spotkaniu wyznał Catherine Zeta-Jones, że będzie ojcem jej dzieci.

JF: W każdym razie jest to ładna historyjka! Myślę, że wszystkie gwiazdy i osoby publiczne powinny mieć parę takich opowieści, które się dobrze sprzedają w mediach. Być może to także jest historia tego typu, a może to prawda, kto wie?

DZ: Który wywiad był dla pani najważniejszy?

JF: Pomijając Dalajlamę, bo on jest z zupełnie innego kręgu, bardzo przeżyłam rozmowę z Liv Ullmann. Mogę powiedzieć, że ona zmieniła też w pewnym stopniu moje życie. Opowiadała mi o swoich relacjach z córką, o tym, jak straciła z nią kontakt, gdy bez reszty poświęciła się pracy. Pomyślałam sobie, że może to i dla mnie jest wskazówka, może powinnam zwolnić i więcej czasu poświęcić dorastającej wtedy Marysi.

DZ: Skoro już jesteśmy przy tym temacie: pani córka Maria Niklińska, świeżo upieczona absolwentka szkoły teatralnej, bardzo nie lubi być porównywana ze sławną mamą...

JF: Chciałabym, żeby kiedyś mówiono o mnie jako o matce tej Marii Niklińskiej! Marysia jest bardzo samodzielna. Zaraz po zdaniu matury wyprowadziła się z domu. Teraz również wynajmuje mieszkanie z koleżanką. W ogóle nie pokazujemy się razem. Ja szanuję jej wybór, jestem z niej dumna i... oczywiście bardzo cierpię!

DZ: Ale pani przecież też szybko wyfrunęła spod skrzydeł rodziców.

JF: Tak! Wybrałam studia w Pradze, żeby nie było za blisko, ale też nie za daleko. Tam studiowałam równocześnie slawistykę i historię sztuki. Po powrocie do Polski zaczęłam pracę w Polskim Instytucie Nauk, gdzie szybko zarosłam stosami papierów! Nie mogłam tego znieść i pewnego dnia po prostu porzuciłam tę pracę. Groziło mi za to nawet dyscyplinarne zwolnienie. Przez rok szukałam swojego miejsca w życiu. Wyszłam wtedy za mąż, urodziłam dziecko i zaczęłam pracę w pracowni konserwacji zabytków. Ale to zajęcie też mi się szybko znudziło. Pewnego dnia, siedząc z dzieckiem u piersi i słuchając radia, usłyszałam, że są poszukiwani spikerzy radiowi. Wysłałam swoje zgłoszenie i dostałam tę pracę. Ale po roku stwierdziłam, że już mnie nie interesuje czytanie cudzych tekstów. Wtedy w telewizji pojawił się Teleexpress. Znalazłam się w pierwszej ekipie tworzącej program. Na początku nie wiedzieliśmy nic o telewizji, ale nie mieliśmy żadnych kompleksów. To był rok wspaniałej, intensywnej pracy od rana do nocy. Zapomniałam wtedy, że mam dom. A po roku zadzwoniła do mnie Nina Terentiew i rzekła "Droga Jolu..."

DZ: I tak zaczęła się pani przygoda z "Dwójką", która trwa już ładnych kilkanaście lat. Taka wierność w TVP dziś rzadko się zdarza. Nie myślała pani o zmianie stacji?

JF: Kiedy w telewizji przychodzi czas zmian, każdy się nad tym zastanawia. Ale ja nie wiem, czy na to, co teraz robię w "Dwójce", znalazłoby się miejsce w stacji komercyjnej. Na razie jest mi dobrze tam, gdzie jestem. Choć nie ukrywam, że była chwila, że poważnie zastanawiałam się nad przejściem do innej stacji, bo dostałam bardzo ciekawą propozycję i nie wykluczam, że ona wróci.

DZ: Isabella Rossellini w wywiadzie z panią stwierdziła, że przetrwała 14 lat w zawodzie modelki, bo nie pozwoliła ludziom znudzić się swoją twarzą. A pani przetrwała tyle lat w TV, bo...

JF: ...bo mam wrażenie, że ciągle zaczynam na nowo, bo ta praca wciąga mnie jak narkotyk i po prostu mnie kręci! Zwłaszcza teraz szans w telewizji nie mają osoby, które pracują tu, bo fajnie jest pokazać się na wizji, ale nie mają żadnych zainteresowań i jest im wszystko jedno, co będą w tej telewizji robić.

DZ: Przyzna pani jednak, że niełatwo dzisiaj odnaleźć się w mediach publicznych osobie, która interesuje się kulturą z wyższej półki i chciałaby coś z tych zainteresowań przemycić na ekran?

JF: Próbuję jak mogę i właśnie przemycam, choćby w takim programie jak "Pytanie na śniadanie". Przygotowuję też nowy program. Będzie to kulturalny serwis informacyjny, taki swoisty teleexpress, czyli podróż do źródeł.

DZ: I jest szansa, że ten serwis będzie emitowany w przyzwoitej porze?

JF: Jest!

DZ: Nowy szef "Dwójki" zapowiada, że znikną z ekranu prezenterki.

JF: Ja nie płaczę z tego powodu, choć wiem, że ludzie się do prezenterek przyzwyczaili. Tak już jest, że najczęściej widują mnie między programami, kiedy coś zapowiadam, rozmawiam z gośćmi. Ale to jest przecież tylko jedna z form mojej działalności, choć może najbardziej wyeksponowana. Zmiany wymusza konkurencyjność ze strony innych stacji. Nie możemy programów ani filmów dzielić reklamami, wiec trzeba w inny sposób je zdynamizować. Trzeba zachować pewne rzeczy, do których widz się przyzwyczaił, ale też zatrzymać go przed ekranem nowościami.

DZ: Obie z Grażyną Torbicką zajmujecie się podobną tematyką. Czy to nie rodzi między wami konkurencji?

JF: Telewizja jest egocentryczna. Musimy tu ciągle myśleć o sobie, zastanawiać się, jak zaistnieć. Możemy innych dziennikarzy podglądać, ale z nimi nie konkurujemy. Z Grażyną Torbicką nawet się nie spotykam, mijamy się tylko na korytarzach. Więcej mnie łączy z jej rodzicami, bo w tej samej wsi pod Warszawą, gdzie ja mieszkam, oni mają domek letniskowy. Bliższe kontakty mam z Kaśką Dowbor. Ale generalnie ludzie z telewizji częściej zawierają przyjaźnie z osobami spoza swojego środowiska.

JOLANTA FAJKOWSKA jest zodiakalnym Koziorożcem. Zainteresowania tematyką kultury zawdzięcza między innymi rodzicom. Jej ojciec był historykiem, wiceministrem kultury i ambasadorem, a mama bibliotekarką. Fajkowska zrealizowała dziesiątki reportaży z wydarzeń kulturalnych w Polsce i na świecie. Relacjonowała m.in. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, Festiwal Filmowy w Cannes, Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. F. Chopina. Jest laureatką wielu nagród i wyróżnień, m.in. medalu Zasłużony Kulturze Gloria artis. Nieodłącznym elementem życia Jolanty Fajkowskiej, oprócz telewizji, są książki, kino i podróże. - Choć wydaje mi się, że swój limit przebytych w powietrzu mil już wyczerpałam. Teraz zwyczajnie boję się latać samolotem i chyba cierpię na klaustrofobię. Może ja już się zestarzałam?! - śmieje się Fajkowska. Popularna dziennikarka lubi szybką jazdę samochodem i szusowanie na nartach. Zna język angielski i czeski, kiedyś świetnie mówiła po rosyjsku, rozumie włoski.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na opolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto