Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Szef PKOl: Możemy się cieszyć

Przemysław Franczak
Piotr Nurowski, prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego
Piotr Nurowski, prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego Fot. Grzegorz Jakubowski
Z Piotrem Nurowskim, prezesem Polskiego Komitetu Olimpijskiego, rozmawia w Vancouver Przemysław Franczak

Jakie tętno miał pan zaraz po biegu Justyny?

Nie wiem, ale bardzo wysokie. Emocje były wielkie i finał wspaniały. Choć gdyby było srebro, to też byłby sukces. Przecież ta Bjoergen… Nie wiem, z kim ją porównać. Chyba tylko z Ammannem albo Bjoerndalenem. Wielka sportsmenka. Kiedy Justyna odparła jej atak na ostatnich metrach, to było coś nieprawdopodobnego. Jestem szczęśliwy, że po 38 latach - dzięki tej wspaniałej dziewczynie, bohaterce narodowej wręcz - udało się zdobyć złoty medal. Ten sukces wszystkim się marzył, śnił po nocach. Warto dla takiej chwili żyć, warto być w sporcie. To wzruszający moment.

Król Norwegii panu gratulował? Przed zawodami zapewniał go pan, że to będzie bieg przyjaźni polsko-norweskiej.

Gratulował i to jako pierwszy. Między nami nie ma sporu. Ja nawet łagodziłem dla norweskich mediów wypowiedzi Justyny na temat astmy u Bjoergen, ale zostawmy już ten temat. Królową tych igrzysk jest na pewno Marit, ale Justynę można postawić tuż obok niej. Obie były wielkie. To, co Polka pokazała w biegu na 30 km, to było coś wspaniałego.

Statystyka nie kłamie? To były najlepsze dla nas zimowe igrzyska w historii?

Nie dość, że mamy złoto Justyny, które przyćmiewa wszystko, to jeszcze jest pięć innych medali. Do tej pory nigdy nie mogliśmy przekroczyć tej magicznej dwójki. Jeżeli bym teraz miał wystawiać ocenę reprezentacji, a trzeba patrzeć globalnie - czyli nie tylko na sukcesy - to należy jej się piątka. W skali od 1 do 6.

Czyli jest pięknie?

Nie jesteśmy potęgą w sportach zimowych i umówmy się, że sześć medali tego nie zmienia. Cieszmy się z nich, ale nie zapominajmy o problemach sportu. Nie możemy zmarnować takiej szansy w chwili, kiedy jest małyszomania, a zaczynie się kowalczykomania. Wykorzystajmy ten moment, by coraz więcej młodzieży garnęło się do sportu. Oczywiście nie wszyscy od razu do bobslejów, bo to droga dyscyplina, ale narciarstwo biegowe? Czemu nie. Można je uprawiać wszędzie. Na Polach Mokotowskich, w Suwałkach i Augustowie. Przenieśmy to zainteresowanie ludzi na masowość uprawiania sportu.

Tylko kto ma to zrobić?

Rząd, administracja i samorządy lokalne, przy pomocy choćby PKOl oraz mediów. To kwestia pomysłów, rozwiązań, środków. Zawalczmy o to.

Gdyby miał pan jeszcze raz powoływać kadrę na igrzyska, to znalazłoby się w niej tylu samo sportowców?

Tak, choćby tylko po to, żeby Justyna, Tomek Sikora i Adam Małysz mieli taką opiekę, jaką mieli (liczba reprezentantów determinuje ilość ludzi z tzw. wsparcia szkoleniowego, technicznego i medycznego - przyp. red.). I trzeba znaleźć taką formułę, by najlepszym zapewnić najlepsze warunki, bez uciekania się do forteli. Poza tym na pewno część nazwisk się sprawdziła, zwłaszcza wśród młodych zawodników do 23 roku życia. Agnieszka Gąsienica Daniel, Katarzyna Woźniak, Karolina Riemen, Maciek Kurowski - w nich warto inwestować. Jasne, że nic by wielkiego się nie stało, gdyby nie pojechało kilka innych osób. Tyle, że wtedy Justyna nie miałaby siedmiu ludzi w sztabie tylko trzech. I być może dzisiaj nie cieszylibyśmy się ze złotego medalu.

Podtrzymuje pan zdanie, że jeśli Ligoccy chcą jechać na następne igrzyska, to muszą sami sfinansować przygotowania?

To było powiedziane pod wpływem emocji. Chciałem jedynie pokazać, że są przykłady takich działań w Skandynawii. Tu przyjechało dwóch szwedzkich alpejczyków, którzy przygotowywali się za swoje pieniądze, a z komitetem olimpijskim mieli podpisaną umowę, że jak zajmą określone miejsce, to dostana premię i zwrot kosztów. Czy w polskich warunkach jest to możliwe? Przypuszczam, że wątpię.

A nie ma pan wrażenia, że sporo pieniędzy marnujemy w polskim sporcie na zbyt rozbudowane struktury? Po co np. dwa związki łyżwiarskie? Nie mógłby być jeden?

Jest jedna łyżwiarska federacja międzynarodowa, ale ja muszę uszanować suwerenność naszych związków. Rozmawiałem na ten temat z ministrem Gierszem, ale żadnych decyzji nie ma. Niemniej jednak, może będę namawiał kolegów, żeby na przykład snowboard był w Polskim Związku Narciarskim, a łyżwiarskie środowisko też zjednoczyło się pod jednym szyldem. Nie będzie to jednak żadna arbitralna decyzja z góry, tylko partnerskie rozmowy.

A czy nie opłacałoby się bardziej zainwestować w kilka konkretnych dyscyplin, a nie tak jak teraz trzymać wiele srok za ogon?

Mam w tej sprawie rozdarte serce, bo jeżeli są chętni do uprawiania jakiegoś sportu, to czemu im nie pomóc? Polski sport jest jeden. Medal Justyny cieszy mnie tak samo medal Tomka Majewskiego, czy sukcesy badmintonistów. Nie zgadzam się, że są dyscypliny ważniejsze i mniej ważne. One dzielą się tylko na popularne i mniej popularne. Na pewno jednak najbardziej trzeba dbać o tych, którzy mają szanse na sukces. I tak będzie przed igrzyskami w Londynie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na opolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto