MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

W polskim judo ma być przewrót

Radosław Patroniak
Sukcesy Pawła Nastuli to przeszłość, judo przeżywa kryzys
Sukcesy Pawła Nastuli to przeszłość, judo przeżywa kryzys Fot. Wojciech Wilczyński
W polskim sporcie niesnaski pomiędzy działaczami to żadna nowość. Kilka lat temu trudne chwile przeżywał Polski Związek Piłki Siatkowej, kiedy w długi wpędził go ówczesny prezes Janusz Biesiada. Piłkarska centrala w 2008 r. miała na karku kuratora, podobnie zresztą jak znacznie mniej znany Polski Związek Szachowy.

Niechlubnym szlakiem bitwy o finanse i zarządów komisarycznych chce podążyć Polski Związek Judo. Dziś odbędzie się w Warszawie kolejne zebranie zarządu. Ma to być spotkanie ostatniej szansy.

Premia dla prezesa

Prezesem PZJudo od ponad roku jest Wiesław Błach, były mistrz Europy i były trener kadry. W zarządzie zasiada 11 osób (siedem z nich jest przeciwnikami Błacha), w tym najbardziej utytułowany zawodnik w historii polskiego judo, dwukrotny mistrz olimpijski Waldemar Legień. To on zresztą na poprzednim kongresie wyborczym popierał Błacha. Teraz jest w opozycji i bierze pod uwagę możliwość kandydowania na szefa związku, jeśli sprawy zajdą zbyt daleko.

Rozłam w zarządzie PZJudo nastąpił po lipcowym międzynarodowym turnieju juniorów w Cetniewie. Trzy miesiące później komisja rewizyjna nie była w stanie ocenić finansowego bilansu imprezy i podała się do dymisji.

- W tym czasie Błach zaczął namawiać ludzi do rezygnacji z członkostwa w zarządzie i przygotowywać się do ostatecznej rozprawy z opozycją. Rozliczenie imprezy w Cetniewie budzi tak wielkie kontrowersje, że będziemy prawdopodobnie musieli złożyć doniesienie do prokuratury o popełnieniu przestępstwa. Przy organizacji turnieju doszło naszym zdaniem do złamania prawa i zasad finansowych - podkreśla wiceprezes Janusz Musiał, który wielokrotnie dążył do porozumienia z prezesem, ale za każdym razem nie znajdował posłuchu.

Błach twierdzi z kolei, że nie wie, o co chodzi, bo Musiał po cetniewskich zawodach wnioskował o przyznanie mu nagrody w wysokości 18 tys. zł.

- Zarobiliśmy na tym turnieju 148 tys. zł, a na dwóch pozostałych, w Warszawie i Szczyrku, podobną kwotę. Nie widzę w przyznaniu nagrody nic złego, bo nie jestem prezesem etatowym. Byłem przez cztery miesiące, dopóki nie mieliśmy dyrektora biura. Zdziwiłem się też, kiedy niektórzy członkowie zarządu przeforsowali utworzenie funduszu reprezentacyjnego nie tylko dla szefa związku, ale również dla siebie - przyznaje Błach.

Dziura budżetowa

Może ostatnie wyniki finansowe związku nie są najgorsze, ale trudno je zweryfikować. Dziura w budżecie wynoszącym 4,7 mln zł sięga kwoty 500 tys. zł. Według opozycji jest ona ukrywana przed Ministerstwem Sportu i Turystyki, bo w innym przypadku dotacje dla związku byłyby już dawno wstrzymane.

- Do ministerstwa skierujemy prośbę o wprowadzenie zarządcy komisarycznego. Tego wszystkiego można byłoby uniknąć, gdyby Błach zrozumiał, że od kierowania związkiem jest zarząd, a prezes od zarządzania nim zgodnie z wytycznymi zarządu. Nagroda dla niego była niczym innym jak zalegalizowaniem funduszu reprezentacyjnego, gdyż wcześniej wystawiał fikcyjne faktury za wykonanie usług dla związku, co było naruszeniem prawa - dodaje Musiał.

Z kolei według sternika PZJudo nie ma mowy o zatajaniu finansowych danych, bo pod koniec 2008 r. w związku był przeprowadzony audyt.

- W poprzednim roku była natomiast kontrola ministerstwa. Nie stwierdzono uchybień, a dług nie jest tak duży, jak twierdzą koledzy z zarządu. Na najbliższym posiedzeniu będziemy omawiać, w jaki sposób go systematycznie redukować - zauważa 48-letni prezes.

Jego kolega z tatami pracujący od 17 lat z francuskimi judokami w paryskich klubach nie jest przekonany o przejrzystości związkowych procedur i dobrych intencjach prezesa. Tym bardziej że ten ostatni sugerował w listopadzie, iż Legień "szpieguje" na rzecz francuskiej federacji judo.

- Błach trzyma się stołka i oczernia niektórych ludzi ze środowiska. Myśli, że jak coś powie, jest to wiążące. Nie ma konfliktu między nami, choć ta wypowiedź o szkodliwości mojej pracy we Francji była absurdalna. Jest natomiast konflikt między nim a częścią zarządu. Błach działa na własną rękę, nie przestrzega regulaminu, nie dopuszcza do głosu innych osób i nie sprzyja swoim postępowaniem rozwojowi dyscypliny - tłumaczy Legień.

Sukcesów nie widać

Dyscyplina rzeczywiście nie ma się czym pochwalić. Ostatnie medale olimpijskie polscy judocy zdobyli 14 lat temu na igrzyskach olimpijskich w Atlancie, a ostatnie mistrzostwo świata (Beaty Maksymow w 1999 r.) też pochodzi z poprzedniego wieku.

- Jak się ma opozycję, to trudno rządzić. Jako prezes powinienem mieć decydujący głos. Tymczasem moje propozycje są przegłosowywane, niczego nie mogę przeforsować. Miałem dużo promocyjnych pomysłów. Chciałem zatrudnić agencję z zewnątrz, ale zawsze napotykałem mur niechęci i słyszałem od członków zarządu, że to zła strategia - wyjaśnia Błach.

Prezesurę zawdzięcza on głównie Legieniowi, ale nie przecenia też jego roli.

- Jeden człowiek nie może wybrać prezesa. To nieprawda, że zmieniam terminy zarządów, żeby Waldek miał kłopoty z przybyciem do kraju. Jak przynosi na zebranie bilety i chce zwrotu ich kosztów, to budzi mieszane uczucia. Jak powstawał zarząd, wszyscy mówili o wspieraniu związku. Ja nie jestem milionerem, ale wywiązuję się ze swoich zobowiązań. A inni zapowiadali, że załatwią pieniądze i sponsorów, tymczasem ich wkład w działalność sprowadza się do tego, że rezygnują z rozliczenia delegacji - dodaje Błach.

Spalona ziemia

Tę samą kwestię zupełnie inaczej widzi Legień.

- Muszę wcześniej wiedzieć o terminach posiedzeń zarządu, żeby zarezerwować bilety. Niestety, prezes robi wszystko, żeby skomplikować mi życie. Jeśli konfrontacja stanie się nieunikniona, a wszystko na to wskazuje, bo druga strona dąży do wyborów, jestem gotowy stanąć do rywalizacji z Błachem. Nie będę się z nikim układał. W razie potrzeby przeprowadzę się z Francji do Polski - zapowiada wychowanek Czarnych Bytom.

Przedwczesne wybory to zdaniem opozycji bardzo prawdopodobny scenariusz, który prezes chce wprowadzić w życie przy okazji kongresu poświęconego powołaniu nowej komisji rewizyjnej.

- Dużo osób myślało, że mamy zarząd nadziei po poprzednich władzach, które zostawiły spaloną ziemię. Okazuje się jednak, że raz wzniecony ogień trudno ugasić - kończy Musiał.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Mateusz Morawiecki przed komisją śledczą

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na opolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto